W ubiegłym roku mieliśmy przyjemność realizować projekt koncepcyjny terenu wokół Gimnazjum nr 72 im. A. Dobrowolskiego.
Wybraliśmy się wczoraj w rodzinnym składzie do Lasu Bemowskiego. Po kilku cieplejszych dniach z temperaturą powyżej zera gleba zaczęła pachnieć promieniowcami. Z daleka las wydawał się jeszcze nieco smętny i pozbawiony życia, ale z bliska słuchać było już zaintrygowane głosy prawie marcowych sikor bogatek.
Olsy po deszczach nabrzmiały wodą. Ścieżki, po których przechodziliśmy suchą stopą jeszcze dwa dni temu, stały się grząskie i uparły się, żeby nam pobrudzić buty, łapy i spodnie.
Po sforsowaniu małego kanałku, doczłapaliśmy do suchszych wysepek dawnych grądów, które po obsadzeniu sosną, wyróżniają się gęstym podszytem nitrofilnych gatunków i pozostałościami grądowego runa i podszytu. Jednym z najbardziej typowych gatunków dla takich ex-grądów jest leszczyna, co dało fitosocjologom pretekst do uznania jej za gatunek wyróżniający dla jednego zespołów borów mieszanych Pino-Quercetum corydaletosum.
Męskie kwiatostany leszczyny, rozchylające się i ukazujące jasnożółte pylniki – zbiorniki pyłku. Stopniowe wysychanie zewnętrznych okryw pylników spowoduje ich pęknięcie i uwolnienie pyłku w powietrze. Na razie parowanie jest jeszcze zbyt słabe.
Nieświadoma tego zaszczytu leszczyna poczuła już przybliżający się czas końca zimy i postanowiła zakwitnąć. Jak wiele gatunków wiatropylnych musi pamiętać, by wyrzucić swój pyłek w powietrze wtedy, kiedy pod okapem gęstego drzewostanu jest przewiewnie. Wtedy pyłek będzie miał szanse dostać się dalej, niż do sąsiedniego krzewu, gdzie osiadłby i został spłukany przez deszcz. Dość lekki i przypominający żółte, napompowane czworościany foremne pyłek leszczyny może swobodnie lecieć długie kilometry i przeciwdziałać izolacji genetycznej poszczególnych osobników, a nawet populacji tak samo, jak w Hiszpanii.
Idąc dalej mijaliśmy drewno z robionych (prawidłowo!) zimną trzebieży, w tym usuwane dożywające już swoich lat topole, prawdopodobnie Populus 'Serotina’. Na ich korze zahipnotyzowały nas plechy porostów, rzadko dających się obserwować z taką łatwością.
Może ktoś z Czytelników wie, co to za gatunki?
Oprócz saprofitycznych a więc obojętnych dla topoli porostów, można było z bliska oglądać miejsca wyrastania pasożytniczej jemioły, a nawet niewidoczne zwykle z poziomu terenu, miejsca kiełkowania nasion, przyklejonych przez zrozpaczone ptaki do kory razem z przesyconym lateksem guanem.
Nieco dalej, padający deszcz spływał po korze grabów tworząc charakterystyczne rzeki.
Na grabowej korze również można było spotkać porosty, w tym prawdopodobnie, misecznicę grabową .
Na leśnych ścieżkach pod naszymi ubłoconymi nogami również wiele się działo. Umykające w oddali sarny zostawiły po sobie odchody. Przy dużej wilgotności widać było na ich powierzchni spęczniałą żelową otoczkę, pozostałość po śluzie wydzielanym pulsacyjnie przez nabłonek jelita grubego: gęsty, rzadki, gęsty, rzadki. Gęsty tworzy okrywę, po rzadkim prześlizguje się dalej.
Nieopodal z nadzieją patrzył w przyszłość bluszczyk kurdybanek. Brr, pogoda jeszcze chłodna – myślał – ale światło takie białe :-). Przynajmniej teraz nikt mi go nie zabierze.
Zajęcia zaczęły się zgodnie z harmonogramem przewidzianym w połowie września. Warunki pogodowe były zmienne, początkowo pogoda była jeszcze zdecydowanie letnia, w czasie ostatnich zajęć doskwierał podczas spacerów poranny chłód. Starano się stosować środki zaradcze w postaci ćwiczeń fizycznych – tupania lub biegu w miejscu.
Okres zajęć był dogodnym momentem do obserwacji:
Ilustracja 1: Dzieci z przedszkola nr 422 nie chca już zbliżać się do kłującego, ciernistego ognika.
Na terenach zieleni wokół Przedszkola nr 422 odnaleźliśmy brzozy, które bardzo ucierpiały z powodu letniej suszy i zgubiły większość liści. Wspólnie z dziećmi zastanawialiśmy się, co mogło je zerwać z drzewa i eksperymentowaliśmy z wpływem sztucznego wiatru wywołanego wspólnym dmuchaniem na odrywanie się liści.
Ilustracja 2: Nie ma dwóch takich samych żołędzi – zbiory dziecka z przedszkola nr 236.
Udało się nam znaleźć na trawnikach inne ślady dotkliwej letniej suszy: uschnięte mezofityczne gatunki C3: wiechlinę łąkową Poa pratensis i roczną P. annua, a obok nich żywo ulistnione gatunki C3 o głębokim systemie korzeniowym: powój polny Convolvulus arvensis czy lucernę siewną Medicago sativa oraz typowo letnie gatunki C4: palusznicę krwawą Digitaria sanguinalis czy łobodę szarą Atriplex tatarica.
Dzieci miały okazję ćwiczyć się w poznawaniu różnorodności gatunkowej: odróżniały jarzębinę od ogników i irgi, uczyły się różnic między gatunkami spokrewnionymi: dębu szypułkowego Quercus robur i bezszypułkowego Q.petraea, irgi lśniącej Cotoneaster lucida i poziomej C. horizontalis oraz najeżonego cierniami ognika szkarłatnego Pyracantha coccinea.
N przykładzie liści różnych gatunków i owoców dębu szypułkowego dzieci poznawały zmienność wewnątrzpopulacyjną – element różnorodności genetycznej. Szukaliśmy odpowiedzi na pytanie – dlaczego liście tego samego gatunku są podobne, ale nie takie same?
Spadające żołędzie i kasztany stały się znakomitą okazją do eksperymentowania i weryfikacji hipotez. Czy wiatr zabiera kasztany spod drzewa? Nie – sprawdzaliśmy trzy razy. Czy gatunki anemochoryczne (owoce lipy) można znaleźć dalej od drzewa macierzystych? Tak. Czy owocki o różnych parametrach lotnych (u lip różna liczba orzeszków, małe lub duże skrzydełka) różnie latają? Tak. Czy owocek, który opada wolniej, może być dalej zabrany przez wiatr? Tak – tutaj wspólne dmuchanie okazało się być bardzo widowiskowe.
Ilustracja 3: Dzieci z przedszkola nr 236 były bardzo zaintrygowane dziurkami w żołędziach. Niekiedy udało się znaleźć żywego lokatora – larwę słonika.
Dzieci szukały odpowiedzi na pytanie „Co robi dziurki w owocach?” Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie wraz ze wszystkimi grupami próbowaliśmy rozdłubywać żołędzie. Okazało się, że w niektórych z nich udawało się znaleźć żywą larwę słonika żołędziowca (Curculio glandium), znanego z długiej „trąby” chrząszcza ryjkowca. Przy okazji okazało się również, że także podobne do żołędzi galasy to mieszkania osy galasówki dębianki Cynips quercus folii L.
Bardzo cenne ze względów poznawczych było wspólne testowanie hipotez dotyczących pochodzenia owoców z drzew: „Jak stwierdzić, że żołędzie rosną na dębie, skoro znaleźliśmy również pod nim kasztany?” Okazało się, że chociaż zdarzają się zamiany, to jednak frekwencja owoców pod właściwymi im drzewami jest przytłaczająca.
Na przykładzie żołędzi i kasztanowców dzieci rozwiązywały nawet skomplikowane problemy związane z zapytaniami zależnościami przestrzennymi: „Dlaczego pod czterema kasztanami nie można znaleźć żołędzi, skoro jest pełno łupin?. Nie można, ponieważ znajdowały się wzdłuż drogi z osiedla do do przedszkola, szkoły i parku z placem zabaw, tuż przy chodniku”.
Na trawnikach obserwowaliśmy gorączkowe starania roślin jednorocznych o zakwitnięcie i wydanie nasion: pochodzącą z Amazonii żółtlicę drobnokwiatową Galinsoga parviflora, łobodę szarą Atriplex tatarica i jęczmień płony Hordeum murinum. Ostatni czas na kwitnienie i owocowanie miały szafirowe kwiatostany cykorii podróżnik Cichorium intybus oraz bniec pospolity Melandrium album.
Jak zwykle próbowaliśmy odbierać otoczenie wszystkimi zmysłami – słuchaliśmy ptaków, wciągaliśmy w nozdrza zapachy – tym razem najpiękniejsze były zapachy były po nocnej, ciepłej ulewie.
Dzieci przypominały sobie fakty z wcześniejszych wycieczek: zapach lip czy parzenie rąk prowadzącego przez pokrzywę zwyczajną Urtica dioica.
Wśród zwierząt dominowały ptaki: wróbel domowy, wrona siwa, kawka, sójka i szpak.
Ilustracja 5: Obserwujemy pracę mięśni podłużnych i okrężnych dżdżownicy.
Odgłosy zwierząt towarzyszyły przejściom pomiędzy poszczególnymi przystankami, jak zwykle stymulowało to wczuwanie się w naśladowane gatunki, ułatwiało przejście mentalne do następnej fazy zajęć. Do dotychczasowego wycia psów i wilków, muczenie krów i cielaków, kumkania kumaków nizinnych i górskich, kukania kukułek, meczenia kóz, beczenia owiec, miauczenia kotów dodaliśmy głosy sów (puchacz) i dzięcioła czarnego oraz zielonego.Tym razem na początku każdego spaceru dzieci otrzymywały duże torebki strunowe, do których zbierały samodzielnie to, co stało się dla nich skarbem. Torebki były większe, niż poprzednio aby się nie rozrywały, ale dzieci wciąż były zachęcane do rozważnego zbierania tylko takich skarbów, które okażą się dla nich naprawdę ważne.
Dzieciom w trakcie zajęć udostępniano lupy, które stymulują ciekawość poznawczą i umiejętności obserwacyjne. Obserwowały za ich pomocą m.in. poruszanie się dżdżownic i biedronek.
Wracając ze spaceru dzieci śpiewały jesienne piosenki o jarzębinie.
Na zakończenie zajęć wszystkie dzieci otrzymały pamiątkowe dyplomy
Piotr Mędrzycki
Jak zwykle próbowaliśmy odbierać otoczenie wszystkimi zmysłami – słuchaliśmy ptaków, wciągaliśmy w nozdrza zapachy – inaczej pachniał liściasty las, inaczej nagrzana słońcem łąka, inaczej wilgotne wnętrze skupin liściastych drzew.
Dzieci bardzo dobrze pamiętały najważniejsze fakty z wcześniejszych wycieczek: miejsca, gdzie widzieliśmy konwalie majowe i że nie można ich jeść; czym różni się pokrzywa zwyczajna Urtica dioica od jasnoty białej Lamium album;
Wśród gatunków blisko spokrewnionych, na przykładzie których pokazywaliśmy, że pokrewieństwo filogenetyczne skutkuje posiadaniem wspólnych cech, mogliśmy obserwować: pokrzywę zwyczajną Urtica dioica oraz pokrzywę żegawkę Urtica urens, mniszka lekarskiego Taraxacum officinale, stokrotkę polną Bellis perennis, przymiotno ostre Erigeron acris i cykorię podróżnik Cichorium intybus, szczawie Rumex acetosella i Rumex thyrsiflorus, koniczyny: białą Trifolium repens i łąkową Trifolium repens.
Wyschnięte trawniki stały się okazją do opowieści o sawannie, o tym czym różni się pora sucha i deszczowa, jakie żyją na sawannie gatunki i jak się czują. Z dziećmi z przedszkola 236 udało nam się nawet zabawić w symulację mechanizmu przemiennego użytkowania, tzw. układu wzajemnego wpływu, w którym kolejne gatunki przychodzą po sobie zjadając kolejno odrastające rośliny.
Na roślinach widzieliśmy liczne zwierzęta; na wielu kwiatach pojawiały się owady zapylające: pszczoła miodna Apus mellifera, trzmiel ziemny Bombus terrestris i osy samotnice.
Idąc przez parki i osiedla naśladowaliśmy jak zawsze odgłosy zwierząt: wycie psów i wilków, muczenie krów, kumkanie kumaków nizinnych i górskich, kukanie kukułek, meczenie kóz, beczenie owiec, miauczenie kotów, syczenie węży. Tym razem udało nam się kilka razy testować, czy psy reagują na wycie. Jedyny, który całkowicie nie zareagował, był, jak się okazało, kompletnie głuchy.
Na początku każdego spaceru dzieci otrzymywały koszulki lub torebki strunowe, do których zbierały samodzielnie to, co stało się dla nich skarbem. Torebki były mniejsze, niż poprzednio a dzieci były zachęcane do rozważnego zbierania takich skarbów, które okażą się dla nich naprawdę ważne.
Wracając ze spaceru dzieci śpiewały piosenki o tematyce związanej z latem i wakacjami.
Piotr Mędrzycki
Zajęcia toczyły się już po rozpoczęciu wegetacji wiosennej. Miało to swoje dobre strony, ponieważ temperatury umożliwiały swobodne spędzenie dwóch godzin na powietrzu, jak również poznanie śladów pełnej fenologicznej wiosny, która w odróżnieniu od przedwiośnia, charakteryzuje się:
rozpoczęciem rozwoju fenologicznego większości gatunków,
obfitym kwitnieniem większości gatunków runa lasów liściastych, w tym wciąż licznych geofitów i wielu hemikryptofitów oraz licznych gatunków drzew i krzewów z lasów liściastych, zarówno rodzimych, jak i sprowadzonych do naszego kraju z spoza jego granic;
obfitym kwitnieniem gatunków z pierwszego wiosennego aspektu łąk świeżych i suchych muraw napiaskowych i kserotermicznych;
niemal zupełnym brakiem kwiatów większości gatunków łąk świeżych, murawowych na trawnikach czy siedliskach łąk wilgotnych.
W czasie naszych wędrówek:
– oglądaliśmy mniszka lekarskiego Taraxacum officinale, na którym mogliśmy przekonać się dlaczego mówi się na niego „mlecz” (z łodygi kwiatu wycieka po zerwaniu mleczny, gorzki sok); na jego przykładzie poznawaliśmy jak pąki zmieniają się w pełni rozwinięte kwiatostany a następnie zastanawialiśmy się, czy się przypadkiem nie zepsuły, kiedy opadły z nich płatki i zaczęły tworzyć się parasolki latających owoców; poznawaliśmy też, że nasiona = dzieci roślin też mogą być w „przedszkolu”, gdzie nie są jeszcze gotowe do pełnej samodzielności;
Ilustracja 1: Dzieci z Przedszkola nr 236 zbierają kwiatostany mniszka.
– znajdywaliśmy na osiedlach parzącą pokrzywę zwyczajną Urtica dioica i uczyliśmy się ją odróżniać od nieparzącej jasnoty białej Lamium album; prowadzący zajęcia na własnej skórze pokazywali efekt, jaki wywołują oba gatunki, na dzieci żywiołowo reagowały;
– przekonywaliśmy się, że gatunki blisko spokrewnione (tworzące jedną rodzinę lub jeden rodzaj są do siebie bardziej podobne, niż niespokrewnione: jasnota purpurowa (Lamium purpureum) była bardzo podobna do jasnoty białej, ale mniej do pokrzywy;
– widzieliśmy rośliny, których zrywać się nie powinno, w tym konwalię majową (Convallaria maialis), o której dzieci dowiedziały się, że występuje w lasach tam, gdzie niegdyś masowo wypasano bydło, i że jest tak silnie toksyczna, że nie można nawet dla zabawy brać jej do buzi;
– spotykaliśmy rośliny, które nazywały się prawie tak, jak zwierzęta: kaczki miały swoje kaczeńce, a gęsi – swoją gęsiówkę (Cardaminopsis arenosa);
– szukaliśmy liści roślin, które jeszcze nie kwitły; wszędzie okazywało się, że jest ich bardzo wiele, chociaż łąki i trawniki w parkach i na osiedlach wydają się już bardzo „rozwinięte”;
– z dziećmi z przedszkola nr 236, rezydującymi w przedszkolu przy ul. Nałkowskiej, widzieliśmy potężne kolce glediczji trójcierniowej (Gleditschia triacanthos), które mówią do wszystkich „Lepiej obchodź mnie z daleka”;
– na przykładzie opadających zawiązków klonu zwyczajnego (Acer platanoides) zastanawialiśmy się, jak szukać odpowiedzi na pytanie: „Skąd się coś wzięło?” i przekonaliśmy się, że gradient gęstości zawiązków na chodniku może być bardzo cenną wskazówką, która zaprowadzi nas do celu; najbardziej zagorzali obserwatorzy z przedszkola nr 39 widzieli następne drzewa – źródła na odległość kilkudziesięciu metrów!
Ilustracja 2: Dzieci z Przedszkola nr 39 obserwują owady.
– w podobny sposób z dziećmi z przedszkola nr 236, rezydującymi w szkole przy ul. Broniewskiego zastanawialiśmy się, czy to wiosną pada śnieg, kiedy coś białego leci z nieba, ale okazało się, że jest to puch lotny niosący nasiona topoli białej (Populus nigra), marzący o tym, by opaść na ziemię i przykleić się do świeżo wysychającego błota na rzecznym brzegu;
– wraz z dziećmi z przedszkola nr 39, rezydującymi przy ul. Przytyk, martwiliśmy się i zastanawialiśmy się stojąc w kole nad świeżo ściętym pniem martwego drzewa, co mogło doprowadzić do jego śmierci i dlaczego to, co żyje umiera?
– jak zawsze staraliśmy się doświadczać bogactwo życia wokół nas również innymi zmysłami. Wąchaliśmy różne kwiaty i kwiatostany: ładnie pachnące bzy lilaki (Syringa vulgaris) wabiące do siebie pszczoły, trzmiele i motyle, porównywaliśmy z brzydko pachnącymi (lekko rozkładającym się mięsem) kwiatostanami jarzębiny (Sorbus aucuparia i Sorbus aria), na których na własne oczy widzieliśmy urzeczone tym zapachem muchy;
– słuchaliśmy odgłosów ptaków: piegży, sikorki bogatki, wróbli; stojąc pod jesionem zamykaliśmy oczy i wyobrażaliśmy sobie, że nad naszymi głowami kłócą się w jego gałęziach nie wrony, ale papugi;
– sami idąc przez parki i osiedla naśladowaliśmy odgłosy zwierząt: razem z dziećmi udawaliśmy wycie psów i wilków, muczenie krów, kumkanie kumaków nizinnych i górskich, kukanie kukułek, meczenie kóz, beczenie owiec, miauczenie kotów, syczenie węży.
Ilustracja 4: Lupy przydawały się do obserwacji.
Ilustracja 3: Dzieci z Przedszkola nr 422 z kopertami udającymi skrzynie przyglądają się samcowi kaczki krzyżówki.
Na początku każdego spaceru dzieci otrzymywały koperty lub koszulki, które na czas zajęć stawały się dla dzieci skrzyniami na skarby. W trakcie spaceru dzieci zbierały do nich samodzielnie to, co je zainteresowało w omawianych gatunkach, o ile można to było zebrać lub zerwać; niekiedy przy okazji wspólnie z dziećmi odgrywaliśmy scenki nawiązujące do życia niektórych mieszkańców parku: dzieci otwierały swoje koperty jak pisklaki – dzioby, wołając: „Ja”, „Ja”, kiedy prowadzący pytał: „Kto chce dostać kilka kwiatów z kwiatostanu bzu lilaka?”.
Po powrocie do sali dzieci miały możliwość obserwowania swoich skarbów pod lupami, udostępnionymi przez prowadzących.
C
Ilustracja 5: Wyklejanka z liści
zęsto zdarzało się, że spośród liści i kwiatów wypełzały mrówki, wyślizgiwały się ślimaki, wybiegały mszyce i kampodealne larwy biedronek. W grupie dzieci z przedszkola nr 236, rezydujących w szkole przy ul. Fontany1, dzieci z zapałem śledziły węchowe poszukiwania uciekającej chyłkiem mszycy przez drapieżną, szarą, lecz już cętkowaną larwę biedronki; oba zwierzątka miały niewiele więcej, niż 2 mm a cały pościg odbywał się na kawałku tektury.
Po zakończeniu obserwacji dzieci robiły z wykorzystaniem swoich skarbów wyklejankę, aby pogłębić percepcję kształtów, kolorów i faktur liści, łodyg i kwiatów. Sekret ich piękna, wydobyty dzięki artystycznej kompozycji, stanowi klucz do głębokiego doświadczenia tożsamości gatunków, które żyją wokół nas.
Piotr Mędrzycki
Dziś, w ramach projektu „Bogactwo życia wokół nas” odbyły się zajęcia w przedszkolu nr 236, „Mali Odkrywcy”, przy ul. Fontany. Tuż po wyjściu próbowaliśmy sobie dorobić brakujące czapki do ochrony przed słońcem. Niestety, czapki zwiewał nam wiatr. Postanowiliśmy więc, że będziemy tylko część czasu spędzać na słońcu.
Tuż przed bramą rozdaliśmy sobie plastikowe kubeczki, odgrywające rolę skrzyń na skarby, które rozsypało wokół przedszkola gorące, czerwcowe lato.
Rozpoczęliśmy ponownie zajęcia w gminie Bielany. W ramach projektu „Bogactwo życia wokół nas” organizowanego przez Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Dzielnicy Bielany, którego głównym realizatorem jest Instytut Gospodarki Przestrzennej i Mieszkalnictwa, szukaliśmy skarbów wczesnego lata wspólnie z dziećmi i Paniami z ekologicznego Przedszkola nr 318 „Zielony Zakątek” przy ul. Kochanowskiego. Pierwsze zajęcia przywitały nas niewielkim deszczem. Za to dziś pogoda udała się znakomicie. Read More